PORT CHARLOTTE 10
Szkocja, Islay
O gustach się nie dyskutuje, jednak ja swoją opinię na temat nowego designu dziesiątki Port Charlotte wyrażę.
Masywna butelka z pięknego, ciemnozielonego, grubego szkła, z mocno tłoczonym napisem na odwrocie oraz duży i solidny korek sprawiają, że chce się tę whisky pożreć wzrokiem. Pięknie wygląda w dłoni, na półce, w zasadzie wszędzie. Wiadomym jest, że sprawą pierwszorzędną być winna jej zawartość ale czyż sam design nie sjest często elementem naszego degustacyjnego rytuału?
Kompozycja Port Charlotte także zaskakuje. Użycie beczek pierwszego i drugiego napełniania po Jack Daniels oraz beczek po francuskim winie sprawia, że tak solidny konkurent jak Ardbeg TEN zostaje spoliczkowany mocną dymną dłonią.
Nowa Port Charlotte 10 została skomponowana z destylatów o zawartości fenoli na poziomie 40 ppm. Profil maturacji to: 1st fill American Whiskey Cask (65%), 2nd fill American Whiskey Cask (10%) oraz 2nd fill French Wine Cask (25%). Ciekawa kombinacja tym bardziej, że ponoć wskazane beczki amerykańskiej whiskey to Jack Daniels. Whisky ma naturalny kolor i nie była filtrowana na zimno.
Nos – dymny i torfowy, ziemnisty, medyczny i dosyć ciężki. Są wyraźne cytrusy w postaci pomarańczy i grejpfruta, jest krówka mleczna, jest wanilia, są orzechy włoskie, trochę lukrecji i dębu.
Smak – od razu mocne uderzenie słodkiego torfu w pięknej oleistej postaci. Torf dominuje nad wanilią, biszkoptami, ananasem i grejpfrutem. Jest trochę lizolu i spalonej grzanki, a nawet ślad jagód i trochę pieprzu. Wszystko cały czas pod grubą dymną kołderką.
Finisz – długi i rozgrzewający, torfowy ze słodkimi cytrusami i chili.
W trzech zdaniach: Bardzo solidna i wielowarstwowa whisky. Jest oleista i demoniczna ale ma też sporo ze słodziaka. Wszystko pięknie ze sobą współgra sprawiając, że jakość whisky poszła w parze z udanym rebrandingiem. Polecam!
Zawartość alkoholu 50% , cena ok 300zł
Moja ocena 6,5/10