Minął tydzień od zakończenia czwartej edycji Whisky & Friends, a mojej relacji jak nie było, tak nie ma. I nie będzie. Powód? Jak się okazało, było to spotkanie zdecydowanie friends aniżeli whisky. Swoje zaplanowane dramy jednak zaliczyłem, więc jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego Springbank 9 Local Barley wygrała tę imprezę, oraz dlaczego pomimo ogólnego zachwytu uczestników nad Glenallachie, nie zostałem fanem tej gorzelni – zapraszam.
Ograniczę się jedynie do trzech największych pozytywów i trzech największych rozczarowań. Zacznę od tych mniej przyjemnych.
- Nikka Days – płaska, mało lotna i nieskomplikowana. Whisky zupełnie bez emocji, nie ujmę jej nawet określeniem „pijalna”. Szkoda.
- Glenallachie – to był mój cel na ten festiwal. Wziąłem udział w sesji masterclass oraz spróbowałem kilku wypustów na stoisku. Niestety…ta whisky ma „zaszyte” w sobie coś z mokrej, zleżałej szmaty…każda jedna. Nie potrafię tego określić dosadniej. Przeszkadza mi to nieprawdopodobnie i nie jestem w stanie czerpać radości z jej picia.
- Moje gapiostwo – przez nie właśnie nie zdążyłem zakupić biletu na masterclassy Springbank’a i Kilkerran’a. O ile tego pierwszego nadrobiłem sobie na stoiskach, to tego drugiego, a szczególnie z beczki po Porto próżno było mi szukać gdziekolwiek.
..a teraz te pozytywne:
- Stoiska Diageo oraz Whisky & Cognac Club – abolutnie wymiatały i skupiały przy sobie największe rzesze spragnionych wody życia uczestników. Fantastyczne Likwood 37 oraz Blair Athol 23 oraz trudne do zdobycia już starsze edycje Redów od Longrow, GlenDronachów, Benriachów i Springbanków – oklaski dla obydwu wspomnianych!
- Inchmoan 12 – przesympatyczny torfowy słodziak. Bardzo pijalny i dający zupełnie niezobowiązującą frajdę z degustacji. Za nieco ponad 120zł w książeczce festiwalowej? Karton raz!
- Longrow Red 11 Pinot Noir – nowa odsłona jak zwykle na poziomie. Szerzej pewnie u mnie o niej już niedługo.
- Springbank 9 Local Barley – mogę tylko potwierdzić głosy z sali: TOP festiwalu spełniający pokładane w nim nadzieje. O nim więc dziś nieco szerzej.
SPRINGBANK 9 Local Barley
Szkocja, Campbeltown
Whisky została skomponowana z destylatów leżakujących przez 9 lat w beczkach po bourbonie (80%) oraz sherry (20%). Wydestylowana w roku 2009 z lokalnego jęczmienia z farmy oddalonej od gorzelni zaledwie o kilka mil. Zabutelkowana z mocą beczki na poziomie 57,7% ABV, bez filtracji na zimno oraz bez dodatku karmelu.
Nos – mineralny i owocowy, jest dużo pomarańczy, mandarynek, grejpfruta, pokazuje się też delikatna słodycz mango na tle wanilii i miodu. Wyczuwalna jest także zielona herbata, słód i pieprz oraz cały czas dominująca bryza morska.
Smak – pomimo wysokiej zawartości alkoholu jest kremowy i lekki, narasta dopiero z czasem potęgując doznania cytrusów, miodu, wanilii, solonego karmelu i babki piaskowej. Mango daje znów sporo owocowego charakteru równoważąc się ze słodem, dębem i pieprzem.
Finisz – długi, rozgrzewający, pieprzny z limonką oraz słonym karmelem.
W trzech zdaniach: Fani charakteru Springbanka powinni być zachwyceni. Local Barley ma swój oryginalny, farmerski profil. Wszystko wydaje się tu być na swoim miejscu. To klasyczny, morski, dobrze ułożony malt z dużą dawką cytrusów i rzemieślniczego stylu. Tak – zaledwie dziewięcioletnia whisky może też zawrócić w głowie. Polecam.
Zawartość alkoholu 57,7% , cena ok 500zł
Moja ocena 6,5/10